niedziela, 22 kwietnia 2012

IV

- Brzydula!- rzucił w moim kierunku. Odwróciłam się do niego.
- Spadaj.- powiedziałam i ruszyłam do dziewczyn. Złapał mnie za rękę dosyć mocno.- Auuć!-syknęłam.
- Bądź tak miła i uspokój się!
- Nie będę dla ciebie miła. Ani teraz, ani nigdy!
- To się okaże.
- Czy ty mi coś sugerujesz?!- krzyknęłam gdy wziął mnie na ręce.- Puszczaj! Zostaw mnie!
Zaniósł mnie- mimo moich oporów oczywiście- do męskiej toalety i zamknął w jednej z kabin. Łzy same już się pchały do wypłynięcia. To były łzy gniewu i upokorzenia. Siedziałam tam dobrą godzinę. Dobrze, że wzięłam ze sobą telefon. Wybierałam numer do Nadii gdy nagle motorzysta otworzył drzwi. Rzuciłam się na niego z pięściami. Dopiero po chwili zauważyłam jego kolegów śmiejących się.
- Drań! - krzyknęłam i wybiegłam z toalety. Tuż przy wyjściu zaczepił mnie jakiś obleśny -jak by to nazwać- GBUR. Tacy jak on mają tylko jedno w głowie. Facet zaczął się do mnie dobierać. Zaczęłam krzyczeń. Uderzył mnie w twarz. Chwycił mi obie ręce. Zaczęłam krzyczeć. Nagle pojawił się motorzysta. Odciągnął GBURA ode mnie i zaczął obkładać go pięściami. Wiedziałam, że w ich - niego i jego kolegów- obecności nic mi nie zrobi. Powiedziałam chłopakowi, żeby przestał, bo go zabije, ale on mnie nie słuchał. Prosiłam, błagałam. Nic. W pewnej chwili zobaczyłam Nadię, Nicely i Ivy.
- Kobra! Ogarnij się już! Chcesz znowu do pierdla?! Pamiętasz umowę?!- usłyszałam za plecami. Odwróciłam się zobaczyłam blondyna. Krótko ścięte włosy i niebieskie oczy. Wyglądał sympatycznie. Jak każdy z bandy ,,Kobry'' był ubrany na czarno. Chwilę później stała przy nim Nadia. Zagadała do niego. Chyba się polubili. Spojrzałam na nią złowrogo, ale ona to miała gdzieś. Kobra się uspokoił. Spojrzał na mnie opiekuńczo i przytulił. Zdrętwiałam na chwilę, ale zaraz potem wyrwałam się z objęć i wybiegłam z tłumu. Zatrzymałam się przy bramie i rozpłakałam. Miało być pięknie. Koncert, GrubSon, miło spędzony dzień z przyjaciółkami, a co zostało? Pamięć na zawsze. Wracając . . .
Przycupnęłam sobie na jednej z ławek przy bramie. Skulona zobaczyłam przed sobą czarne buty.
- Daj mi spokój. Nie chcę nic o tobie wiedzieć. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
- Przepraszam.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?!- zerwałam się i uciekłam. Miałam chyba ucieczkę we krwi. Po drodze zadzwoniła moja mama. Powiedziała, że przyjedzie zaraz po nas i odwiezie dziewczyny do domu. Zadzwoniłam do nich i powiedziałam, żeby się zbierały i przyszły na przystanek autobusowy.  Nie chciałam, żeby widziały, że płakałam. Jeszcze zanim przyszły ogarnęłam jak tylko się dało moją twarz. Całe to czekanie myślałam nad tym co mówił kolega Kobry. O co chodziło z tym więzieniem, ale zaraz przypomniałam sobie GBURA i bijatykę. Dziewczyny były kilka minut później. Widziałam ciekawość na ich twarzach, ale akurat przyjechała mama. W samochodzie nie odezwałam się ani słowem. Mama się zaniepokoiła. Dziewczyny powiedziały jej, że jakiś chłopak próbował mnie poderwać, ale był tak brzydki, że aż mnie szokowało.  Następnego dnia mimo moich błagań mama kazała mi iść do szkoły. Miałam złe przeczucie. Byłam na nią zła, więc powiedziałam, że pojadę autobusem.
Czekając w autobusie na Nadię i Nicely- bo Ivy zawsze jeździła autem- spoglądałam co chwilę przez okno. Gdy weszły dziewczyny próbowałam zachowywać się jak zwykle. Nadia była szczęśliwa aż w nadmiarze. Nie wiedziałam jeszcze o co jej chodzi. Nicely napisała mi po kryjomu SMS.
,, Nasza przyjaciółka umówiła się na randkę ;D ''  Po przeczytaniu uśmiechnęłam się i zaczęło się nasze codzienne plotkowanie.

 ____________________________________________________________________________
Ja wiem ze NUDNE, ale weny dostałam . Chyba. Sami oceńcie. - Zauważyłam, że obowiązuje tutaj chyba zasada 4 komentarzy. :|

wtorek, 17 kwietnia 2012

III

Podeszłam do Nadii, która niechętnie chciała opuścić to towarzystwo.
- Nadia, mama dzwoniła.
- Twoja czy moja?
- Nasza.- Spojrzała na mnie dziwnie. Po dłuższej chwili dopiero wiedziała o kim mówię. Dzwoniła Ivy. Była naszą facebook' ową mamą. Chciała się spotkać z nami i naszą ciocią Nicely. Również facebook' ową. Nasza facebook' owa rodzinka była odrobinę patologiczna, ale mimo to zajebista i najlepsza na świecie. Babcia mojego męża była moją siostrą, a partner mojego drugiego męża moim ojcem. Można się pogubić. Tak więc spotkałyśmy się  na placu zabaw. Z Nadią przyszłyśmy wcześniej. Posiedziałyśmy na huśtawkach i pogadałyśmy. Opowiedziałam jej co się zdarzyło w szatni, a ona co po moim odejściu. Jak zawsze szczere aż do bólu. Włączyłyśmy muzę i przyszły dziewczyny. Nie miałyśmy z Nadią już ochoty tu siedzieć więc nasze opiekunki wpadły na fantastyczny pomysł.
- Skurwielku mój- powiedziała Nicely- może idziemy na koncert? - pokazała nam bilety, a ja aż zapiszczałam i podskoczyłam z radości.
- Grubsona?! Skąd to masz?! Ty wariatko! Kocham Cie!- Ucałowałam ją. Ona spuściła głowę i posmutniała.
- No bo pójdziemy prawda? Nicely proszę!
- No jasne!- uśmiechnęła się od ucha do ucha. Taką ją lubiłam. Uśmiechniętą i zadowoloną. Wszystkie miałyśmy się spotkać o 18 już na miejscu, ale Nadia przyszła do mnie wcześniej. Wystroiłyśmy się i lekko nadużyłyśmy kosmetyków mojej mamy. Tej oryginalnej ma się rozumieć. Wyszłyśmy i zamówiłyśmy taksówkę. Przyjechała punktualnie. Zatrzymałyśmy się na światłach. Wychyliłam głowę przez okno, żeby zobaczyć jak długi korek jest przed nami. Zauważyłam przystojnego chłopaka na motorze. Miał około siedemnastu lat. Był ubrany w czarną skórzaną kurtkę. Z jego szyi i kieszeni zwisał kolczasty łańcuch.
- Brzydula!- krzyknął w moim kierunku. Schowałam z powrotem głowę. Odwróciłam się i zobaczyłam jego twarz z bliska.- Brzydula!- powtórzył odrobinę ciszej.
- Odczep się! - warknęłam. Taksówka ruszyła. Przez chwilę zapomniałam o siedzącej obok Nadii.
- Znasz go?- zapytała.
- Nie. I nie mam zamiaru poznawać.
Przyjechałyśmy trochę spóźnione.
- Co się stało? Czekamy na was i czekamy.
- Korek był.- powiedziałam.
Stałyśmy w drugim rzędzie przy samej scenie. Grubson jak zawsze wspaniały. Po koncercie poszłyśmy po autografy i zdjęcia. Bawiłyśmy się świetnie. Robiłyśmy durne miny do zdjęć. Ale nasza gwiazda również. Grubson powiedział, że jakbyśmy chciały to, żebyśmy przyszły jutro bardzo wcześnie rano to pojedziemy z nim na koncert gdzieś w pobliżu. Nie mogłyśmy uwierzyć. Byłyśmy tak bardzo podekscytowane, że straciłyśmy poczucie czasu. Odeszłam na chwilę na bok, żeby zadzwonić do mamy i powiedzieć, że się spóźnię gdy podszedł do mnie ten chłopak, który przed koncertem nazwał mnie brzydulą. Trochę się przestraszyłam, a jednocześnie zdenerwowałam. Nie chciałam go więcej widzieć.
____________________________________________________________________________________
Wiem, że nudne, ale nie miałam pomysłu. Wiem, że Ivy mnie zabije za mamę, ale raz się żyje kotek ;* hahahaha. Za komentarze się nie obrażę. Więc jaki tym razem rozdział? ........

sobota, 14 kwietnia 2012

II

Nadia w mig znalazła się obok. Weszłyśmy do środka. Chłopcy trenowali. To nie była grupa z naszego rocznika. Byli dużo starsi.
- Ale ciacha! - powiedziała Nadia ściszonym głosem. Poszłyśmy w kierunku wolnych ławek. Nagle grupa chłopaków wskoczyła na nią jak na mięso.
- Może na kolanka?- zapytało z nadzieją kilku z nich.
- Heh.. Nie dzięki.
Odeszłyśmy kawałek i usiadłyśmy w kącie na murawie. Rozejrzałam się w około. Było mało osób. Kilka chłopaków na boisku i kilka gapiących się na nas- tych z ławki.
- Ej. Oni się gapią. Tak trochę bardzo się gapią.- palnęła moja przyjaciółka.
- No nie gadaj! Nie zwracaj na nich uwagi w ogóle.
- Będzie ciężko, bo oni tu idą.
Faktycznie szli w naszym kierunku. Ale mieli kaloryfery! Mmmm... ;D Kucnęli wszyscy otaczając nas pół kołem. Nie wiem jak Nadia, ale ja czułam się świetnie.  Z jej miny wywnioskowałam, że czuła to samo. Gadaliśmy długo i o niczym. Spojrzałam w stronę wejścia i wyjścia w jednym. Zobaczyłam go.
- Znacie go?
- No pewnie. To Kris. Kapitan drużyny.
Odwrócił głowę i spojrzał w naszą stronę. Uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił uśmiech i ruszył ku nam.
- Ness, czy to nie ten chłopak co wczoraj..- zaczęła Nadia, ale spojrzałam na nią i umilkła. Kris nie spuszczał ze mnie wzroku. Szedł patrząc mi w oczy. Przystanął tuż przed moją twarzą. Był o głowę wyższy i nie chce wiedzieć o ile starszy. Cofnął się o krok i spojrzał mi w twarz.
- Witaj nieznajoma.- powiedział. Dopiero teraz spojrzał na chłopaków i Nadię.- Sorry, ale muszę się przebrać. Zaraz zaczynamy trening.
- Okey. - Powiedziałam ze spuszczoną miną.
- Zaraz wrócę. Chyba, że pójdziesz ze mną i zrobimy pojedynek na gołe klaty?- zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę. Gdy weszliśmy do szatni, było już tam kilka osób.
- Chłopaki, to Vanessa.
- Hej, Siema, Elo , Witaj.- posypały się powitania. Trochę to trwało zanim zamilkli. Kris zdjął koszulkę. Aż mi się gorąco zrobiło. Miał jeszcze bardziej widoczne mięśnie niż pozostali.
- Ja pier. - wypsnęło mi się. Kris odwrócił się w moją stronę i podszedł.- Nie miałabym szans z tobą na ten pojedynek.- Uśmiechnęłam się odrobinę. On zbliżył. Oparłam się o ścianę. Jego ręce oparły się tuż przy mojej szyi. Ciśnienie mi podskoczyło jak to w moim zwyczaju. Jak teraz ktoś wejdzie to zawał. PROSZĘ NIE RÓB TEGO. - powtarzałam w myślach.
- Skąd wiedziałeś jak mam na imię? - zapytałam gdy odwrócił się i wrócił do przebierania.
- Widziałem na legitymacji. Wczoraj.- dodał. Nie chciałam pytać o nic więcej. Było miło. Bardzo miło. No dobra. Było świetnie! Wszyscy wyszli. Zostaliśmy sami. Na samą myśl przeszły mnie ciarki. Zbliżył się tak jak poprzednio.
- Ale ci serce bije.- zauważył. Zaczęłam się śmiać. On też. Złapał mnie za rękę i ruszył ku drzwiom. Szłam z nim posłusznie. Jak na małą dziewczynkę przystało. Zatrzymaliśmy się przy ławce. Kris zostawił swoje rzeczy i ruszył na boisko.
- Długo tu będziesz?- zapytał.
- Nie wiem. To zależy. Zobaczysz. Jak mnie nie będzie to znaczy, że poszłam albo mnie porwali.- Zaśmiałam się, pokazałam język i wróciłam do Nadii.

wtorek, 10 kwietnia 2012

I

 Zacznę od początku, żeby było prościej. Mam na imię Vanessa.Chodzę do gimnazjum. Od niedawna co prawda, ale zaczyna się przesiadywanie przy książkach. Pff.. co ja gadam. Nie oszukujmy się, przecież 99/100 uczniów przepisuje przed lekcją i ja właśnie do tej części należę, ale nie chcę was tutaj zanudzać szkołą. Tak więc jak już mówiłam. Chodzę do gimnazjum im. jakiegoś tam pajaca. Mam zaniki pamięci krótko trwałej- jak to mówi mój koleżka. Wyjaśnię, żeby później nie było. Tak więc chodzi o to, że jeżeli już cokolwiek zapamiętam to nie na długo. Ha ha ha, limit do dwóch dni ;D.
Mamy weekend. a dokładnie sobotę. Nie chciało mi się wstawać z mojego łóżeczka, ale chciałam gdzieś wybić z moją przyjaciółką Nadią. Zadzwoniłam do niej. Umówiłyśmy się za godzinę, bo musiała ogarnąć pokój po wczorajszym melanżu.
Uciekam od tematu jak zauważyliście. Opowiem wam trochę moją historię. Moi rodzice są już po rozwodzie. Sama nie wiem jak to się stało. Nie pamiętam dzieciństwa i chyba nawet lepiej. Mieszkam z mamą w Katowicach. Tata przeprowadził się z moim bratem, Krystianem  do Warszawy. Przyjeżdżają raz na rok. W odwiedziny. Ale z tego co pamiętam tata nie znęcał się ani nade mną i bratem, ani nad mamą. Byliśmy zgodną rodziną. Rzadko się kłóciliśmy. Raz rodzice krzyczeli. Pf.. delikatnie mówiąc. Nie wiem o co poszło. Zaraz po tym, tata kazał się Krystianowi spakować i tyle ich widziałam. Po dwóch latach odwiedzili nas. Krystian był wspaniałym bratem. Opiekował się mną i troszczył. Zawsze czułam się przy nim bezpieczna. Podkreślam czas przeszły, bo minął już rok, a ja go nie widziałam. Krystian był starszy o trzynaście lat. Zawsze się dogadywaliśmy i zwierzaliśmy. W końcu rok to długo i zawsze coś się działo. Nie będę zdradzać jego tajemnic. Przykro mi.
Spotkałyśmy się tak jak uzgodniłyśmy, pod szkołą. Nadia. Piwnooka blondynka, w zielonych rurkach i czarnych trampkach. Podeszła do mnie tanecznym krokiem i z słuchawkami w uszach.
- No siemka kochana- przywitałam się i przytuliłam mocno.
- No hej- odwzajemniła uścisk.
- To gdzie idziemy?- Moje podstawowe pytanie.
- Hmm... - zamyśliła się, albo tylko udawała- Nie wiem. Może orlik?
- Na prawdę? Myślałam o czymś nieco bliższym, ale jak sobie życzysz.- Ukłoniłam się jak to na księcia z bajek Disneya przystało. Ha ha ha, Nadia stała zarumieniona i patrzyła na mnie tymi swoimi paczadłami- Nie patrz tak na mnie, bo cie te paczadełka zabolą. Uśmiechnęłam się do niej a ona popchnęła mnie w stronę nadjeżdżającego rowera.
- Nie no inteligencji to ci kotek nie brakuje- mruknęłam. Chłopak, który o mało co we mnie nie wjechał był o niebo przystojniejszy od tutejszych chłopaków z podwórka. Uśmiechnęłam się i przeprosiłam za koleżankę, która wlepiła we mnie swoje gałki piwne, jak je nazwalam. Odwróciłam się na moment do Nadii i pokazałam język.
- Coś ci wypadło- usłyszałam. Ten niebiański głos postawił mnie do pionu. Jeden obrót w tył sprawił, że w rękach chłopaka ujrzałam swój portfel. Wyciągnęłam rękę w stronę portfela, ale on cofnął się automatycznie.
- Em..- zająknęłam się. Spojrzałam mu na twarz. Kogoś mi przypominał- Czy mogłabym odzyskać mój portfel?
- Ah.. No jasne- Wręczył mi moją zgubę i ruszył w swoim kierunku. Był bardzo zadowolony z siebie.
- Możesz mi powiedzieć co to było?- zwróciłam się do przyjaciółki.
- Nie mam pojęcia, ale chyba przez chwilę zobaczyłam anioła. Ty to masz szczęście- mrugnęła do mnie.
- Weź się ogarnij kochana. To ty mnie pchnęłaś.
Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, gdy zakończyłam:
- I koniec tematu!
Tym razem to ja ją pchnęłam, ale w kierunku polany. Nadia otrzepała z siebie resztki trawy i ruszyła w moim kierunku. Szłam coraz szybszym krokiem, aż zaczęłam biec. Zatrzymałam się tuż przed bramą orlika.
- Proszę drogi milordzie- odparłam zdyszana.

WPROWADZENIE

Zapowiadam Wam - Drodzy czytelnicy:
Mam fajny pomysł, ale nie wiem czy uda mi sie go zrealizować tak jak bym chciała. Nie obiecuje cudów. Liczę na szczere opinie i nie obrażę się za pozytywne komentarze ;) To chyba na tyle. Miłego czytania...
 Wasza Kaja ;)